Prokuratura i policja przerzucają się winą za zaniedbania przy wyjaśnianiu przyczyn śmierci Igora Stachowiaka. Nikt nie przyznaje się do błędów, funkcjonariusze znęcający się na komisariacie nad zatrzymanym przez rok nie usłyszeli zarzutów. Z informacji, które udało się zdobyć Onetowi, wynika, że policja i prokuratura nie współpracowały ze sobą, by szybko wyjaśnić sprawę…
W środę Fakty TVN ujawniły, że według prokuratury już 18 maja 2016 roku, czyli trzy dni od śmierci Stachowiaka na wrocławskim komisariacie, funkcjonariusze Biura Kontroli Wewnętrznej Komendy Głównej Policji mieli pełny wgląd w akta sprawy z możliwością dokonania ich kopii do celów postępowania dyscyplinarnego.
Wersję tę potwierdza w korespondencji z Onetem rzecznik Prokuratury Krajowej Ewa Bialik, która przekonuje, że wyrażono zgodę zarówno na wgląd do akt, jak i zrobienie kopii. – Zgoda została wydana i następnego dnia, 19 maja 2016 roku, kontrolerzy zapoznali się z aktami sprawy. W aktach sprawy znajdował się zapis z paralizatora Taser X2. Policjanci mieli możliwość obejrzenia i wykonania kopii materiału dowodowego przekazanego im w całości – zaznacza.
Jednak policjanci z Komendy Głównej Policji twierdzą, że pomimo kilkukrotnych próśb do prokuratury o kopię materiałów dowodowych ws. śmierci Igora Stachowiaka, te wnioski pozostały bez odpowiedzi. Według policji prokuratura wyraziła zgodę jedynie na wgląd w akta, bez możliwości zrobienia kopii. A bez nich – zdaniem KGP – nie można było postawić zarzutów dyscyplinarnych funkcjonariuszom z Wrocławia znęcającymi się nad Stachowiakiem.
W rozmowie z Onetem Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji relacjonuje, że już 18 maja zwrócono się pisemnie do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu o wyrażenie zgody na sporządzenie kopii materiałów dowodowych. – Prokurator wyraził zgodę tylko na zapoznanie się z aktami, bez możliwości zrobienia kopii – tłumaczy Ciarka.
Wersję policji potwierdza raport Biura Kontroli Komendy Głównej Policji sporządzony 15-18 maja 2016 roku, który widzieliśmy. Cytujemy: „W dniu 18.05.2016 r., zwrócono się z pismem do Prokuratora Regionalnego we Wrocławiu, o wyrażenie zgody na zapoznanie się z aktami prowadzonego w powyższej sprawie śledztwa oraz sporządzenie kserokopii wskazanych materiałów. Prokurator wyraził zgodę tylko na zapoznanie się z aktami”.
W tej sytuacji zwróciliśmy się z prośbą do Prokuratury Krajowej o przedstawienie pisma, które świadczyłoby o tym, że prokuratura wyraziła zgodę na sporządzenie kopii materiałów dowodowych, co podważałoby wersję przedstawioną przez policję. Jednak do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy żadnego takiego dokumentu.
Pisma policji bez odpowiedzi
Onet widział też kolejne dwa identyczne w treści pisma, które policja wysyłała w tej sprawie do prokuratury. Są one datowane na 27 maja i 9 czerwca 2016 roku. Prowadzący postępowanie dyscyplinarne zwraca się z prośbą o kopię materiałów postępowania, tj. postanowienia o wszczęciu śledztwa w tej sprawie, protokołów przesłuchania świadków i protokołu oględzin, czyli nagrania zapisu kamery zamontowanej w paralizatorze oraz monitoringu miejskiego z Rynku we Wrocławiu. Jak twierdzi policja – oba te pisma pozostały bez odpowiedzi.
Po raz kolejny prowadzący postępowanie dyscyplinarne kontaktował się telefonicznie z prokuraturą 27 lipca 2016 r. Sporządził z tej rozmowy notatkę urzędową, z której wynika, że po raz kolejny zwrócił się z prośbą m.in. o protokół oględzin z monitoringu Rynku we Wrocławiu. Jak wynika z notatki, w odpowiedzi usłyszał, że nie ma jeszcze opinii biegłych ani zakończonych oględzin. Otrzymał też zapewnienie, że „w chwili uzyskania tych dokumentów (prokurator – red.) wyrazi zgodę na dołączenie ich do materiałów postępowania dyscyplinarnego”.
Z relacji policji wynika, że taka prośba była ponawiana jeszcze 5 sierpnia 2016 roku. Po raz kolejny bez skutku.
„Policja nie wystąpiła z wnioskiem o zapoznanie się z nagraniem «odszumionym» przez biegłego”
Prokuratura w odpowiedzi na pytania Onetu tłumaczy, że nie mogła przekazać policji kluczowego dowodu w sprawie, czyli nagrania z kamery zamontowanej na paralizatorze, gdyż w tym czasie zajmował się nim jeszcze biegły od fonoskopii.
– Postanowienie o zleceniu opinii fonoskopijnej zostało wydane 20 czerwca 2016 r., czyli niezwłocznie po znalezieniu specjalisty gotowego do pracy nad nagraniem. Tyle czasu trwało ustalenie biegłego, który podjął się wydania opinii w tej sprawie – tłumaczy Ewa Bialik w korespondencji z Onetem.
– Prokuratura otrzymała opinię fonoskopijną wydaną przez specjalistów z Katedry Akustyki i Multimediów 25 sierpnia. Policja nie wystąpiła jednak z wnioskiem o zapoznanie się z nagraniem „odszumionym” przez biegłego – dodaje.
Policjanci twierdzą coś innego – że nagranie powinno zostać przesłane do nich przez prokuraturę niezwłocznie po dokonaniu „odszumienia” przez specjalistę od fonoskopii. – Powinni to zrobić w odpowiedzi na poprzednie pisma. Skąd prowadzący postępowanie dyscyplinarne miał wiedzieć, kiedy nagranie zostało „odszumione?” Tym bardziej, że poprzednie pisma pozostawały bez odpowiedzi? – pyta Mariusz Ciarka.