Mają dość czekania. Zniecierpliwieni brakiem podwyżek grożą strajkiem.

ilustracja

Czynności wykonywane przez policjantów, strażaków i ratowników medycznych bardzo często się krzyżują. Argumenty za wzrostem płac przytaczane przez ratowników medycznych w poniższym artykule z DGP, są często tożsame z argumentami służb mundurowych.

************

Mają dość czekania. Zniecierpliwieni brakiem podwyżek grożą strajkiem. Minister zdrowia Łukasz Szumowski zapewnił, że obiecane pieniądze zostaną wypłacone, a dyrektorzy, którzy z tym zwlekają, mogą spodziewać się kontroli. W zeszłym roku ratownicy prowadzili protest, który zakończył się porozumieniem gwarantującym im m.in. wzrost płac oraz szybkie uchwalenie ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.

Porozumienie zakładało średni wzrost miesięcznego wynagrodzenia (niezależnie od formy zatrudnienia) o 400 zł brutto od 1 lipca 2017 r. oraz o kolejne 400 zł od 1 stycznia 2018 r. – w sumie 800 zł miesięcznie. Podwyżki mieli dostać zarówno ratownicy pracujący w pogotowiu, jak i zatrudnieni poza systemem ratownictwa (np. na oddziałach szpitalnych).

Wiele szpitali pensji jednak im nie podniosło, tłumacząc się brakiem odpowiednich regulacji. W dodatku oczekiwana przez nich ustawa utknęła w Sejmie, a upublicznienie systemu ratownictwa, co także było ich postulatem, ze względu na przeciągające się prace odłożono o kolejne pół roku (na początek 2019 r.).

Ratownicy wezmą przykład z rezydentów?

W związku z tym Komitet Protestacyjny Ratowników postawił resortowi zdrowia ultimatum. Do 16 marca czeka na informacje o działaniach podjętych w celu realizacji zeszłorocznego porozumienia. Po upływie tego terminu rozpocznie akcję strajkową.

– Ratownicy, po pierwsze, nie chcą, a po drugie, nie mogą strajkować. Ale używamy tego słowa, ponieważ na hasła „demonstracja” i „protest” władze już się uodporniły – mówi Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.

Jak podkreśla, akcja wypowiadania klauzuli opt-out przez rezydentów pokazała, że jedynym sposobem na wyegzekwowanie swoich postulatów jest doprowadzenie do sytuacji, gdy z powodu niedoboru kadr zaczyna walić się system. Ratownicy rozważają zatem ograniczenie liczby dyżurów, widząc, że w przypadku młodych lekarzy przyniosło to oczekiwany efekt.

Ratownicy pracują po 300–400 godzin. Wystarczy, że będą brali tylko te dyżury, do których są zobligowani w ramach etatów lub kontraktów, żeby zabrakło obsady. „Strajk” będzie więc polegał na odmawianiu dodatkowej pracy – wyjaśnia Roman Badach-Rogowski.

Bez podstawy prawnej się nie obędzie

Resort kilkukrotnie apelował do szefów szpitali o wywiązanie się ze zobowiązań wobec ratowników, ale część z nich uważa, że nie ma ku temu podstawy prawnej. Ratownicy chcą więc, by stosowny akt prawny powstał. I to możliwie szybko, bo właśnie minął termin wypłaty drugiej transzy.

Minister zdrowia deklaruje, że oczekiwania ratowników zostaną zrealizowane.

– Pracujemy nad tym, żeby nie było możliwości niewypłacania tych pieniędzy – powiedział pytany przez DGP Łukasz Szumowski. Tym bardziej że, jak podkreślił, pieniądze te dotarły do dyrektorów w formie zwiększonej wyceny świadczeń zakontraktowanych przez NFZ i szefowie placówek powinni je wypłacać.

– Akt prawny, który będzie obligował do ich wypłaty, wyjdzie z ministerstwa jak najszybciej – zapewnił i jednocześnie zapowiedział kontrole w jednostkach, które jeszcze tego nie zrobiły.

Resort stara się również o to, by projekt o PRM został wreszcie uchwalony.

– Ustawa jest w Sejmie, niestety nie stanęła na ostatnim posiedzeniu, nad czym ze swojej strony ubolewamy, ale to była decyzja parlamentarzystów – powiedział minister. Podkreślił, że podejmuje starania, żeby „jak najpilniej sprawę pchnąć do przodu”. Dodał, że podtrzymuje też swoje zobowiązania wobec ratowników o upublicznieniu systemu. Podkreślił, że tak samo jak policja czy straż pożarna, ratownictwo medyczne, jako kluczowe dla bezpieczeństwa obywateli powinno być służbą państwową i nie ma w nim miejsca dla podmiotów prywatnych.

Według ostatnich informacji resortu – który stale monitoruje tę kwestię – w okresie od lipca do grudnia 2017 r. w szpitalach zatrudnionych było 2948 ratowników medycznych, z czego 1473 (49,97 proc.) otrzymało podwyżki zgodnie z założeniami porozumienia. Natomiast w styczniu br. (kiedy to należało wypłacić kolejną transzę) porozumienie zostało zrealizowane w stosunku do 1118 (39,53 proc.) ratowników medycznych spośród 2828 pracujących w szpitalach. Nie są to jednak dane ze wszystkich województw.

O problemach z wypłatami informowaliśmy jeszcze w grudniu. Wiceminister Marek Tombarkiewicz apelował wówczas do szefów placówek o realizowanie zapisów porozumienia z ratownikami. Resort nie chciał uciekać się do wydawania specjalnego aktu prawnego (jak to miało miejsce np. w przypadku podwyżek dla pielęgniarek, tzw. zembalowego), ponieważ takie precedensy nie są dobrze odbierane zarówno przez przedstawicieli pozostałych zawodów, jak i część zarządzających szpitalami. Wygląda jednak na to, że aby wywiązać się ze złożonej ratownikom obietnicy, będzie to konieczne.