Tak złej atmosfery w komendzie jeszcze nie było – skarżą się policjanci Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.

ilustracja

Kazał zamknąć drzwi od środka. Obrażał podwładnego, krytykował go i poniżał. Cały czas krzyczał! I mówił, że ma takie prawo, bo jest jego przełożonym. Tak według policjanta miała wyglądać rozmowa z naczelnikiem wydziału prewencji Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. Chwilę późnij doznał udaru mózgu – pisze Jadwiga Hereta w Tygodniku Zamojskim, w artykule zatytułowanym: “To nie mobbing, panowie komendanci?”

(…) Rozpoznałem głos Andrzeja, ale to nie była normalna mowa, bełkotał. Zasugerowałem, żeby natychmiast zgłosił się do lekarza – relacjonuje Artur Garbacz, przewodniczący zarządu wojewódzkiego NSZZ Policjantów Województwa Lubelskiego. To do niego tuż po wyjściu od przełożonego zadzwonił funkcjonariusz.
Nadkomisarz Andrzej M., bo o nim mowa, był wtedy na służbie. Prosto z komendy karetka zabrała go do szpitala papieskiego w Zamościu. Kilka dni później, gdy dzięki szybkiej pomocy lekarzy, jego stan się poprawił, 45-letni funkcjonariusz napisał raport. W dokumencie skierowanym do insp. Wiesława Pawluka, komendanta miejskiego policji w Zamościu czytamy m.in.: „Uważam, że zachowanie naczelnika (…) przyczyniło się do zaistniałego zdarzenia. (…) Zachowanie takie naczelnika nie miało miejsca po raz pierwszy”.

Cały artykuł w załączniku.