Całe wieki nie odwiedzaliśmy bloga prowadzonego przez Alę „Repiterkę” żonę policjanta, autorkę felietonów dotyczących istotnych spraw nurtujących środowisko policyjne. Zaległość niniejszym nadrabiamy, a za kilka dni kolejny blog o „portfelowym wielkim NIC”, czyli o stawce równoważnika za wyżywienie…
***************
Przeglądając dziennikarskie fotoreportaże z różnych manifestacji i marszów widać zazwyczaj gdzieś w tle policjantów. Gdyby przyjrzeć się im uważniej, można dostrzec na ich twarzach ogromną koncentrację, napięcie i zwiększoną uwagę. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak dużego nakładu energii wymaga dbałość o bezpieczeństwo.
Zamieszki, akty agresji, dewastacje, uszkodzenie ciała, narażenie zdrowia i życia uczestników – w trakcie każdej manifestacji istnieją tysiące prawdopodobnych, czarnych scenariuszy wydarzeń. Zadaniem policjantów jest im zapobiegać – po to, by zarówno manifestanci, jak i postronni obserwatorzy wrócili cało do domów, rodzin i codziennych spraw.
W przypadku wydarzeń o charakterze masowym, służby nie mają łatwego zadania. Każdy z funkcjonariuszy musi mieć „oczy dookoła głowy”, analizując to, co dzieje się wokół. Zacząć się może niewinnie – od nerwowych gestów, dziwnego zachowania, nieracjonalnych reakcji… Im szybciej uda się wyłapać niebezpieczeństwo, tym skuteczniej można je zneutralizować.
NAPIĘCIE W PRZECIWDZIAŁANIU SPIĘCIOM
Sytuacji nie ułatwia społeczna presja, połączona z niechęcią. Funkcjonariusze często postrzegani są jako zło konieczne, bezduszne służby ucisku i kontroli. A jednocześnie – wymaga się od nich pełnego profesjonalizmu, obiektywizmu, zachowania zimnej krwi, wsparcia, pomocy i zdecydowanego działania w obronie ludności
W pracy policjanta nie ma miejsca na ujawnianie osobistych sympatii i antypatii – jego zadaniem jest pilnowanie bezpieczeństwa niezależnie od tego, kto i co manifestuje. Jak o tym myślę, to przecież już samo to jest ogromnym wyzwaniem!
Policjanci są w stanie permanentnego napięcia. Ich zadaniem jest nie tylko uważne pilnowanie porządku i podporządkowywanie się rozkazom. Są też stale obserwowani. Z każdej strony ludzie nagrywają ich telefonami, komentują każdy ruch, piętnują działania.
Na fotografiach widzę policjantów, którzy idą jak na wojnę. Na każdego z nich przypada kilku, kilkudziesięciu manifestantów. Może nawet któryś z agresorów ma małe dziecko na rękach… Co wtedy? Jak działać, żeby było dobrze?
W DOMU NIE NAJLEPIEJ…
W domu najlepiej widać, z jak ogromnym obciążeniem psychicznym wiąże się ta praca. Dlaczego media nie pokazują tego, że policjanci są ludźmi, którzy mają uczucia? Dlaczego nie udokumentują sińców, porwanych mundurów, okaleczeń?
Zastanawiam się, ile osób spoza grona najbliższych widziało policjanta po takiej akcji czy większej zadymie. Ten moment, gdy napięcie zaczyna schodzić, pojawiają się drgawki, wymioty, gorączka.. Gdy nie pomaga herbatka uspokajająca ani rozmowa. Albo gdy on nie chce rozmawiać, bo zamyka się w sobie i w napięciu czeka na to, co dalej się wydarzy…
Przykro na to patrzeć – zwłaszcza gdy widzimy człowieka, który kocha swoją pracę, a w zamian dostaje hejt i niewdzięczność.
A Wy jakie macie refleksje? Co czują Wasi partnerzy po powrocie z marszów i manifestacji? I co Wy czujecie?