Protest funkcjonariuszy policji, który trwał od 10 lipca do 8 listopada przyniósł o prawie 400 mln złotych mniej wpływów z mandatów, w porównaniu z tym samym okresem z poprzedniego roku – dowiadujemy się z RMF FM.
Policjanci zamiast karać mandatami, częściej dawali pouczenia. Przyznano więc o blisko… trzy miliony mandatów mniej. To dane przybliżone, bo wynikają jedynie z liczby płatności za mandaty, które spływają do skarbówki. W zeszłym roku w okresie od lipca do listopada zarejestrowano 14 milionów wpłat.
Choć protest zakończył się 8 listopada, to jednak do końca miesiąca nie odnotowano wzrostu liczby płatności za mandaty, co sugeruje, iż funkcjonariusze po zakończeniu akcji nie zaczęli masowo wlepiać kar.
Protest policjantów trwał od lipca. Dołączyli do nich funkcjonariusze Straży Granicznej, Służby Więziennej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Celno-Skarbowej. Początkowo związkowcy domagali się podwyżek o 650 zł, powrotu do poprzedniego systemu emerytalnego i odmrożenia waloryzacji pensji. Później NSZZ Policjantów informował o gotowości do ustępstw, m.in. w sprawie powrotu do poprzedniego systemu emerytalnego.
W całym kraju na zwolnieniach lekarskich przebywało nawet kilkanaście procent funkcjonariuszy. Zwolnienia L4 miały być formą protestu policjantów, domagających się m.in. podwyżek. – Ta cała sytuacja nie była wyreżyserowana przez nas, to się po prostu zadziało – mówił asp. sztab. Rafał Jankowski w Onet Rano o trwającym proteście policjantów.
– Jest to efekt długotrwałego lekceważenia środowiska policyjnego przez polityków, który mogli zmienić sytuację kilka miesięcy temu i do protestu w ogóle by nie doszło.
Wina leży po stronie MSWiA – stwierdził Jankowski.
O końcu protestu poinformowali 8 listopada wspólnie Rafał Jankowski, przewodniczący Zarządu Głównego NSZZ Policjantów oraz szef MSWiA Joachim Brudziński. Porozumienie zawierało m.in. warunek 650 zł podwyżki od stycznia 2019 r. oraz kolejne 500 zł od stycznia 2020 r.
