Cieszę się, że tematy, które poruszam na blogu, są dla Was ważne. Wiem, że wśród czytelników znajdują się nie tylko kobiety (nie tylko partnerki mundurowych), ale też panowie (czynni w zawodzie lub nie). To dowód na to, że realizuje się właśnie jedno z moich wielkich marzeń – blog jest miejscem, w którym każdy może znaleźć wartościowe dla siebie treści.
List, który otrzymałam ostatnio, szczególnie mocno poruszył moje serce.
Autor listu pisze:
Droga Repiterko!
Obserwuję twojego fanpage’a od dłuższego czasu. Uważam, że wy, żony/partnerki/narzeczone policjantów nie macie łatwego życia, jednak wiedz, że doceniamy to, co robicie.
Jak dobrze jest mieć wiedzę o tym, że mimo wielu stresujących sytuacji mamy kogoś, kto na nas czeka i pozwoli zapomnieć, że stykamy się z całym złem tego świata.
Nawet nie umiecie sobie wyobrazić, jak wielkie wzruszenie poczułam! Założę się, że niejednej z pań czytających teraz te słowa również zaszkliły się oczy. To fakt, nasz „udział w służbie” jest całkiem spory – martwimy się, wspieramy, rozmawiamy, słuchamy… Każdego dnia zapewniamy partnerom wsparcie emocjonalne, dbamy o ich komfort i o to, by trudne sytuacje z pracy nie zdominowały codzienności. Pracujemy nad tworzeniem ciepłego domu, do którego można wrócić po służbie, zregenerować się, odpocząć. Dobrze, kiedy jest to zauważane i doceniane i ktoś o tym mówi głośno:) Warto o tym mówić, bo to ładuje nasze, czasami całkowicie wyczerpane, baterie. Kto z mundurem żyje, ten wie..
Autor listu ma do mnie też prośbę o przekazanie Wam ważnego komunikatu – co też właśnie czynię. Czytajcie uważnie:
Jeżeli mogę Cię prosić, (…) podpowiedz swoim czytelnikom, aby funkcjonariusze nie wychodzili pokłóceni ze swoimi żonami. W tym ciężkim dla wszystkich czasie często udzielają nam się nerwy, a jak wiadomo, w małżeństwie wiele nie trzeba, żeby wybuchł konflikt.
Podpisuję się pod tym apelem obiema rękami. Moi drodzy: bądźmy wyrozumiali i dobrzy dla siebie. Warto opracować własne, skuteczne sposoby rozładowywania napięć w związkach. Jak wiadomo, ilu ludzi, tyle metod zażegnywania kłótni i rozbrajania konfliktów. Autor listu dzieli się ważną zasadą, której przestrzega w codziennym życiu:
Od dłuższego czasu mamy z moją żoną zasadę. Choćbyśmy przez cały dzień darli koty – to, gdy wychodzę na służbę, godzimy się.
Jak się okazuje, czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. Bo czy tak naprawdę jakakolwiek sprzeczka ma znaczenie, gdy w grę wchodzi realne zagrożenie zdrowia i życia najbliższej osoby? Pamiętajmy, że nasze realia życia rodzinnego wyglądają nieco inaczej niż u większości społeczeństwa… Dla autora listu punktem przełomowym było traumatyczne wydarzenie w trakcie wykonywania służby:
Zdarzyła się jakiś czas temu na mojej służbie sytuacja, w której niewiele brakowało, a nie wróciłbym do domu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że wyszedłem na tę pamiętną nockę pokłócony z żoną. W trakcie tej interwencji sytuacja była na tyle niebezpieczna, że zmuszony byłem do użycia środka ostatecznego w postaci broni palnej.
Nie wnikając w szczegóły, gdy wróciłem do domu rano, przytuliłem się do mojej (jeszcze obrażonej) żony i ze łzami w oczach powiedziałem, że strzelałem do człowieka, ale, co gorsza, naprawdę mogłem zginąć. Wtedy powiedziałem, że nigdy, nigdy nie wyjdę na służbę z fochem.
Napisałem o tym, z uwagi na fakt, że nie zdajemy sobie sprawy, wychodząc do służby, co nas może spotkać. Nie myślimy, co by było, gdyby… Jesteśmy w końcu twardzielami, ludźmi ulicy, którym nigdy nic nie ma prawa się stać.
Po kilkunastu latach służby wydarza się sytuacja. W chwili, gdy spojrzałem śmierci w oczy, pierwsze, o czym pomyślałem, to to, że pokłóciłem się z Nią. I co, tak ma się zakończyć mój żywot? Nigdy więcej.
Mam nadzieję, że ten list skłoni Was do refleksji. Życie jest zbyt krótkie i zbyt kruche, żeby je tracić na bzdurne kłótnie. Dlatego, gdy wychodzisz na służbę, powiedz najbliższym, że ich kochasz. A jako partner/partnerka powiedz te ważne słowa: „Uważaj na siebie”. Warto powiedzieć to tak po prostu, w kłótni czy nie, zamiast całe życie żałować, że się tego nie powiedziało.
Autorowi listu serdecznie dziękuję za tę wypowiedź. A jakie Wy macie przemyślenia? Podzielcie się w komentarzach!
Fotografia tytułowa (jp)