Onet: Policjanci. Bilans „dobrej zmiany”

ilustracja

Publikujemy przekrojowy tekst Mateusza Baczyńskiego, dziennikarza ONETU podsumowujący minione cztery lata w policji. Tekst cechuje znajomość tematu i realiów służby. W artykule cytowane są wypowiedzi przewodniczącego NSZZ Policjantów Rafała Jankowskiego i wiceprzewodniczącego Andrzeja Szarego. Czyta się 9 minut, jak informuje autor tekstu.

To nie były łatwe cztery lata dla policji. Wplątanie w polityczne rozgrywki, kryzys kadrowy, wielki strajk funkcjonariuszy – to zaledwie kilka zjawisk, z którymi musiała się borykać ta formacja. Jednocześnie rząd zapewnił jej konkretny zastrzyk pieniędzy, a sami policjanci to wciąż grupa zawodowa, która cieszy się ogromnym zaufaniem Polaków.

  • Do policji szerokim strumieniem popłynęły pieniądze na modernizację. Zakupiono nowe samochody, drony a nawet helikoptery Black Hawk
  • Jednocześnie w policji coraz mniej ludzi chce pracować. Brakuje aż sześciu tysięcy policjantów, tysiąca w samej stolicy
  • Wyjątkowo dobrze policję i efekty jej działań oceniają Polacy. Aż 98 procent z nas czuje się bezpiecznie w swoim miejscu zamieszkania
  • Tekst jest częścią podsumowania czterech lat rządów PiS

Samochody, remonty i Black Hawki
Zacznijmy od dobrych wiadomości. W mijającej kadencji PiS wdrożyło w życie Program Modernizacji Służb Mundurowych, a jego największym beneficjentem okazała się właśnie policja. Jak relacjonuje w rozmowie z Onetem Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy komendy głównej – tylko w 2017 roku, w ramach tego programu, przeznaczono 223 mln zł na 70 inwestycji związanych z budową nowych obiektów oraz 112 projektów modernizacyjnych. Za te pieniądze kupiono już m.in. nowe samochody, bezzałogowe statki powietrzne, sprzęt informatyczny i łącznościowy, uzbrojenie i wyposażenie osobiste. Wybudowano też nowe policyjne obiekty i wyremontowano wiele starszych.

– Policja na bieżąco modernizuje sprzęt i infrastrukturę. Decyzją komendanta głównego, po raz pierwszy w historii, policja kupiła nowe śmigłowce. Wcześniej formacja otrzymywała używane maszyny np. od wojska, a dziś możemy pochwalić się wielozadaniowymi Black Hawkami. Do funkcjonariuszy systematycznie trafiają też kamery, które rejestrują interwencje. Rozwijamy też monitoring na kolejnych komisariatach. Do tej pory policjanci otrzymali już 2500 kamer, ogłoszone zostały też przetargi na zakup kolejnych – wylicza Mariusz Ciarka.

A to nie koniec. W najbliższych dwóch latach policja otrzyma kolejne, jeszcze większe transze pieniędzy. Łącznie z Programu Modernizacji Służb Mundurowych zostanie przeznaczonych na tę formację prawie siedem miliardów złotych. To z pewnością napawa optymizmem, choć rodzi się pytanie, czy te pieniądze zawsze wydawane są z sensem?

Przywracamy posterunki
W tym kontekście warto przytoczyć projekt przywracania posterunków w małych miejscowościach, którym tak bardzo chwalił się były już szef MSWiA Mariusz Błaszczak. – Zależy nam, rządowi Prawa i Sprawiedliwości, na tym, żeby obywatele czuli się bezpiecznie, żeby obywatele mieli możliwość skutecznego reagowania wtedy, kiedy zauważą, że dzieje się coś złego w ich otoczeniu. Ta skuteczna reakcja to jest właśnie zgłoszenie tej informacji na posterunek policji – tłumaczył Błaszczak.

Tym samym, w ciągu czterech lat, przywrócono ponad sto posterunków zamkniętych z czasów PO-PSL. Za każdym razem robiono to z odpowiednią pompą i udziałem polityków PiS, którzy grzmieli, że poprzednia władza – w przeciwieństwie do nich – nie dbała o bezpieczeństwo obywateli mieszkających na prowincji. Czy słusznie? Krytycy tego pomysłu zwracają uwagę, że likwidacja posterunków była pokłosiem chłodnej analizy ich funkcjonalności. Wynikało z niej bowiem, że często w takich posterunkach policjanci nie mieli co robić, podczas gdy w komendach powiatowych funkcjonariusze nie byli w stanie wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami.

– To jest populistycznych ruch ze strony PiS-u. Oczywiście, że mieszkańcy w tych małych gminach mówią tak, że chcieliby mieć posterunek u siebie na wsi, tylko że on wcale nie poprawi bezpieczeństwa. Dzisiaj, w dobie telefonów komórkowych, samochodów, jak jest potrzebna interwencja to wystarczy zadzwonić do komendy powiatowej i z tejże komendy dojedzie załoga na interwencje i zrobi porządek – tłumaczy w rozmowie z Onetem gen. Adam Rapacki, były wiceszef MSWiA i twórca Centralnego Biura Śledczego.

– Dobra organizacja służby to jest racjonalne wykorzystanie ludzi pracujących i my to potwierdziliśmy w wyniku badań. Idę o zakład, że gdybym wysłał dzisiaj kontrolę i popatrzył jak efektywnie jest wykorzystany czas pracy tych policjantów na posterunkach, a jak obciążeni są funkcjonariusze w komendach powiatowych, to dysproporcje byłyby ogromne. Warto też dodać, że reaktywacje posterunków to dodatkowe koszty związane m.in. z utrzymaniem budynków, w których mieszczą się te posterunki. Pytanie czy nie lepiej byłoby przeznaczyć te pieniądze na doposażenie komend powiatowych, w których wciąż odczuwalne są duże braki – dodaje.

Obecne kierownictwo MSWiA nie zgadza się jednak z tymi argumentami. Sam Mariusz Błaszczak wielokrotnie przekonywał, że „policja na telefon” nie sprawdziła się, a pomysł przywracania posterunków spotkał się ze świetnym przyjęciem ze strony lokalnych społeczności.

Problemy kadrowe
Jednak największym problemem z jakim boryka się dzisiaj policja to niedobory kadrowe. W całym kraju jest obecnie do obsadzenia aż 6 tys. wakatów. Tylko w tym roku ze służby zwolniło się 3,2 tys. funkcjonariuszy, a przyjęto zaledwie 1,8 tys. Największy deficyt dotyka stołecznej policji, gdzie brakuje już ponad tysiąc funkcjonariuszy.

– Ten problem dotyczy przede wszystkim dużych aglomeracji. Dlaczego? Bo policjanci dostają tam dokładnie takie same pieniądze, jak ci w mniejszych miastach. Te wynagrodzenia są spłaszczone i nie ma tu żadnego zróżnicowania. No więc o ile obecne pensje mogą być atrakcyjne dla funkcjonariuszy na Podlasiu, czy Podkarpaciu, o tyle w Warszawie, czy Krakowie, już niekoniecznie – tłumaczy gen. Rapacki.

Sytuacji kadrowej nie poprawiły nawet podwyżki, które rząd zafundował policjantom po wielkim strajku w 2018 roku, kiedy to funkcjonariusze nie tylko wyszli na ulice, ale zaczęli też masowo przechodzić na L4.

Zdaniem szefa policyjnych związków zawodowych Rafała Janowskiego potrzeba jest głębszych zmian, które będą dotyczyły m.in. zasad rekrutacji nowych funkcjonariuszy.

– Obecny tryb naboru działa odstraszająco. Młody człowiek marzy o pracy np. w wydziale kryminalnym, a słyszy, że po szkole najpierw pójdzie patrolować ulice. Sami stawiamy bariery. Dziś dla wszystkich wymogi są takie same. A policja powinna stawiać na specjalizację. Czy np. w wydziałach dochodzeniowo-śledczych lub cyberprzestępczości potrzebni nam są dobrzy prawnicy i informatycy czy sprinterzy, którzy pokonają tor przeszkód w minutę i 30 sekund? – mówił niedawno w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jankowski. – Jeżeli ktoś chce być żołnierzem, to wie, czy chce jeździć czołgiem, czy pływać okrętem, i tam idzie. Tak powinno być z policją. Trzeba wykorzystać naturalne predyspozycje, pasje i wiedzę – dodał.

Procent PKB na policję?
Gen. Rapacki zwraca uwagę, że problemów jest jednak więcej. Wolno postępuje informatyzacja w policji, a w wielu miejscach funkcjonariusze wciąż muszą borykać się z tak prozaicznymi problemami, jak brak sprawnych radiowozów, komputerów służbowych, czy papieru do drukarki. Były wiceszef MSWiA zastanawia się też, czy takie docelowe zastrzyki gotówki, jak te w postaci ustawy modernizacyjnej, w dłuższej perspektywie okażą się owocne.

– Pieniądze na modernizację policji powinny być rozłożone w czasie, a nie podawane na zasadzie jednorazowego zastrzyku. Bo co z tego, że dziś kupimy cały park nowych samochodów, skoro za kilka lat ustawy już nie będzie, a auta się w naturalny sposób zestarzeją i już nie będzie pieniędzy na ich wymianę. Chodzi o to, żeby komendant główny miał co roku zapewnioną konkretną pulę pieniędzy, którą będzie mógł mądrze dysponować – tłumaczy.

Na podobny problem zwraca uwagę szef policyjnych związków zawodowych Rafał Janowski. W rozmowie z Onetem tłumaczył on, że najlepszym rozwiązaniem byłoby przeznaczanie co roku na policję pewnego procentu PKB. – Policja jako formacja, która ma być apolityczna i neutralna światopoglądowo, powinna być też niezależna finansowo od kolejnych ekip rządzących. Dlatego, na wzór wojska, państwo powinno wydawać na policję jakiś procent PKB. Jaki dokładnie? To już kwestia ustalenia. Ale dzięki temu nie bylibyśmy zdani na łaskę polityków – argumentował.

Sukcesy
To czym może obecnie pochwalić się Komenda Główna Policji, to bez wątpienia statystyka. W tym roku odnotowano największe w historii, rekordowe poczucie bezpieczeństwa – aż 98% Polaków uważa, że czuje się bezpiecznie w miejscu swojego zamieszkania. – Równolegle należy wskazać na najwyższy od kilkunastu lat wskaźnik zaufania do Policji. 75% Polaków dobrze ocenia policję, która spośród badanych instytucji jest już drugi raz na pierwszym miejscu spośród badanych instytucji, tuż przed wojskiem – chwali się Mariusz Ciarka

Systematycznie spada przestępczość, w tym ta, która dotyka zwykłych obywateli (np. drobne kradzieże, rozboje). Na koniec 2018 roku stwierdzono 447 406 przestępstw kryminalnych, gdy w 2015 roku było to 553 767. Cały czas rośnie też wykrywalność sprawców – w 2018 roku wykryto 74,1% wszystkich przestępstw, podczas gdy w 2015 było to 65,8%.

Było trochę medialnych spraw, które zakończyły się sukcesami. To za sprawą policjantów z wrocławskiego Archiwum X udało się oczyścić z zarzutów Tomasza Komendę i aresztować osobę podejrzaną o brutalne morderstwo 15-letniej Małgorzaty. Śledczy zatrzymali też m.in. ludzi podejrzanych o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza, króla metody wyłudzania „na wnuczka” tzw. Hossa, czy Kajetana P., okrzykniętego polskim „Hannibalem Lecterem”. Przejęto także dzięki międzynarodowej współpracy rekordową ilość narkotyków – trzy tony o czarnorynkowej wartości ok. 100 mln złotych.

Za słuszny ruch należy też uznać powołanie do życia biura do walki z cyberprzestępczością, które może pochwalić się już pierwszymi sukcesami. – Wśród głośnych spraw, którymi zajmowali się policjanci biura, wymienić należy operację pod kryptonimem „Latina”, wymierzoną w pornografię dziecięcą w internecie, w wyniku której zatrzymano 14 osób i zabezpieczono m.in. kilkadziesiąt komputerów oraz ponad 2 tys. płyt CD i DVD – opisuje rzecznik prasowy KGP.

Śmierć Igora Stachowiaka i starcia z Obywatelami RP
Nie obyło się jednak bez poważnych kryzysów. W maju 2017 roku światło dzienne ujrzały wstrząsające nagrania z wrocławskiego komisariatu, gdzie policjanci znęcali się nad 22-letnim Igorem Stachowiakiem. Mężczyzna zmarł na komisariacie, a reportaż Wojciecha Bojanowskiego w TVN wywołał prawdziwą burzę – ze stanowiskami pożegnali się dolnośląscy komendanci, a opozycja domagała się dymisji szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka a także ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.

Oliwy do ognia dolewały regularnie „konfrontacje” policjantów z Obywatelami RP. Ciężko uciec tu od kontekstu politycznego, bo najczęściej miały one miejsce przy okazji miesięcznic smoleńskich lub protestów przed Sejmem. Członkowie Obywateli zwykle skarżyli się na brutalność policji i nieuzasadnione zatrzymania, natomiast funkcjonariusze przekonywali, że byli prowokowani przez manifestantów, a ich działania nigdy nie przekraczały tych dozwolonych prawem.

Temat pociągnęła przede wszystkim „Gazeta Wyborcza” – w sierpniu ujawniła zapis rozmów policjantów śledzących Ryszarda Petru i organizatorów protestów w obronie niezależnego sądownictwa, który trwał od 15 do 24 lipca. Politycy grzmieli wtedy, że to już inwigilacja środowisk opozycyjnych, a policja tłumaczyła się względami bezpieczeństwa.

Jednak „GW” poinformowała, że całą akcję prowadzili agenci ze stołecznego Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego Komendy, którzy na co dzień zajmują się inwigilacją środowisk przestępczych i są wyspecjalizowani w technikach tajnej obserwacji. Ciężko było więc uzasadnić, że były to rutynowe działania stosowane przez policję przy okazji wydarzeń masowych.

Wszechmocne Biuro Nadzoru Wewnętrznego
To wiąże się z kolejnym problemem na który zwracają uwagę nie tylko eksperci, ale też sami policjanci – czyli upolitycznieniem służby. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że wiele nominacji w służbie nie zależy od kompetencji danego funkcjonariusza, tylko jego znajomości z politykami obozu rządzącego.

– To wpływa destrukcyjnie na całą organizację, bo ludzie widzą, że aby awansować trzeba się poukładać politycznie, a nie iść uczciwie przez różne stanowiska. A to nie struktury partyjne powinny decydować, kto jest komendantem miejskim, powiatowym, czy wojewódzkim, tylko szef policji w oparciu o osiągnięcia, zasługi i doświadczenie danego funkcjonariusza. Dlatego należałoby ten temat uporządkować i określić jasną ścieżkę kariery zawodowej dla wszystkich policjantów – mówi gen. Rapacki.

Póki co jednak, PiS jeszcze mocniej zwiększa polityczną kontrolę nad służbami, co najlepiej obrazuje powołanie do życia Biura Nadzoru Wewnętrznego – czyli organu „pomocniczego” szefa MSWiA.

W praktyce BNW może prowadzić czynności operacyjno-rozpoznawcze, takie jak obserwacje, podsłuchy, pozyskiwanie danych telekomunikacyjnych, pocztowych czy internetowych. Projekt tej ustawy krytykowało Rządowe Centrum Legislacji, które zwracało uwagę na to, że szef MSWiA nadaje sobie kompetencje do których de facto nie ma prawa. Chodzi m.in. o wgląd do materiałów z prowadzonych czynności operacyjnych w poszczególnych służbach.

Andrzej szary

Przeciwko powstaniu Biura Nadzoru Wewnętrznego protestował też związek zawodowy policjantów. – Jesteśmy bardzo krytycznie do tego nastawieni, bo BNW będzie miało większe uprawnienia niż jakikolwiek organ kontrolny w innych służbach. Jest to kolejny przykład na upolitycznianie wszystkich służb mundurowych – mówił w rozmowie z Onetem Andrzej Szary z NSZZ Policjantów.

To jednak nie powstrzymało rządu przed utworzeniem tej instytucji. – To ustawa, która zrywa z postkomunizmem, to ustawa, która daje realny mechanizm do realnego nadzoru nad podległymi służbami. Minister musi mieć realny nadzór, bo w przeciwnym razie będzie ministrem który niczego nie zrobi, będzie pozbawiony realnego nadzoru nad służbami – mówił w Sejmie, przed głosowaniem nad ustawą powołującą BNW ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak.

Mariusz Kamiński przejmuje kontrolę
Choć przez ostatnie cztery lata systematycznie zmieniali się szefowie MSWiA – byli nimi kolejno Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński i Elżbieta Witek – to politykiem, który przez cały ten czas faktycznie nadzorował służby mundurowe był wiceszef tego resortu Jarosław Zieliński. Człowiek z jednej strony uchodzący w „mundurówkach” za wszechmocnego, z drugiej, ocierający się w wielu sytuacjach o groteskę.

Zdarzały się bowiem sytuacje, kiedy policjanci przycinali konfetti, by rzucić je do stóp ministra z policyjnego helikoptera, albo pożyczali czerwony dywan z kościoła na jego wizytę, lub przebierali się w anioły.

Ten czas się jednak skończył, gdyż kontrolę nad służbami mundurowymi objął świeżo upieczony szef MSWiA Mariusz Kamiński – koordynator służb specjalnych i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego. A jak zauważył na łamach Onetu Andrzej Stankiewicz – to oznacza, że „skupi on w swoich rękach tak potężną władzę nad strukturami siłowymi, o jakiej od czasu upadku komunizmu nikt nie mógł pomarzyć”.

Będzie zarządzał jednocześnie ministerstwem, służbami specjalnymi, policją, Strażą Graniczną i Służbą Ochrony Państwa.

„Cel jest jeden: realizacja marzenia o stworzeniu, mniej lub bardziej formalnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego, najpotężniejszej instytucji w kraju” – pisze w swoim tekście Andrzej Stankiewicz i dodaje, że nowy twór ma być jednocześnie wywiadem, kontrwywiadem, formacją zwalczającą terroryzm oraz superpolicją.

A to z pewnością nie jest najlepszy prognostyk dla pracowników służb mundurowych, którzy zawsze podkreślają, że im mniej polityki w służbach, tym lepiej dla wszystkich – zarówno dla samych funkcjonariuszy, jak i wszystkich obywateli.