„Jesteśmy od tego, żeby zapewnić bezpieczeństwo”. Rozmowa z Arturem Garbaczem, przewodniczącym zarządu lubelskiego NSZZ Policjantów

ilustracja

– Jesteśmy od tego, żeby zapewnić bezpieczeństwo – niezależnie od tego, kto protestuje, i kto jest u władzy – podkreśla Artur Garbacz, przewodniczący zarządu lubelskiego NSZZ Policjantów

Popiera Pan protestujących po wyroku Trybunału Konstytucyjnego?
Nie chciałbym o tym mówić. My, policjanci, mamy oczywiście swoje opinie. Mamy też poglądy polityczne, chodzimy na wybory. Ale kiedy zakładamy mundur, zostawiamy je poza sobą.

Nazywają Was jednak „zbrojnym ramieniem rządu”. W Was często kierowana jest społeczna złość.
Pracuję od 30 lat, służyłem za różnych rządów, także w prewencji. Protestowali w tym czasie także ludzie z różnych stron barykady. Ale jesteśmy od tego, żeby zapewnić bezpieczeństwo, niezależnie od tego, kto manifestuje i kto jest u władzy. To nasz obowiązek. Kiedy np. dochodzi do aktów wandalizmu, policjanci muszą zareagować. Podobnie jak na inne przypadki łamania prawa.

Czasami Wasze reakcje wydają się być za ostre w stosunku do sytuacji.
Policjant to tylko człowiek i mogą ponieść go emocje. Może też być zmęczony, pracując od kilku czy kilkunastu godzin. Oczywiście zawsze na miejscu jest dowodzący daną akcją, który apeluje o spokój, stara się studzić nastroje, pilnować, żeby funkcjonariusze nie dali się sprowokować. Jednak jeśli w kierunku policjanta lecą kamienie, to nie zawsze uda się pozostać opanowanym.

W Lublinie protesty przeciwko decyzji TK przebiegają na ogół spokojnie. Ale np. w Warszawie jest dużo gorzej. Z czego wynika różnica?
W Lublinie mamy bardzo doświadczonych policjantów z oddziału prewencji. To są perfekcjoniści, ludzie z wieloletnim stażem, którzy pracowali przy zabezpieczaniu manifestacji w różnych miejscach w kraju. Mają też tę ważną cechę, że potrafią rozmawiać z liderami akcji protestacyjnych.

W Internecie furorę zrobiło ostatnio nagranie, na którym widać jak policjantka klaszcze na widok protestujących. Stała się ulubienicą pikietujących. A jak Pan ocenia takie zachowanie?
Nie jest pewne, czy klaskała ona tłumowi, czy koledze policjantowi. Jeśli to pierwsze, to, z punktu widzenia profesjonalizmu, nie powinno się zdarzyć. Nie możemy podczas pracy demonstrować poparcia dla żadnej ze stron.

A co by się, Pana zdaniem, stało, gdyby podczas protestów w ogóle nie byli obecni policjanci?

Wielki Armagedon. Złość i frustracja manifestujących wreszcie znalazłaby swoje ujście. Doszłoby do niszczenia samochodów, budynków czy bójek.

Czytaj…