NSZZ Halowej Piłki Nożnej…

ilustracja

Kilka miesięcy temu kierownictwo resortu spraw wewnętrznych ujawniło zamiar powołania w ramach Policji drugiej centrali związkowej.

Do tej pory interesy policjantów reprezentuje Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów, pozostając jedynym ustawowo dopuszczalnym podmiotem o uprawnieniach przedstawicielskich.

W szeregach związkowców zawrzało. Podniosły się głosy, że plany ministerstwa powodowane są wyłącznie jedną motywacją, zawierającą się w maksymie divide et impera. Bez cienia wątpliwości tak właśnie jest. Każdy szef resortu, a szczególnie siłowego, odczuwa dyskomfort, gdy musi konfrontować się z wyrazistą reprezentacją podległego mu personelu. Prężny związek zawodowy, choćby działał mądrze, umiarkowanie i merytorycznie, zawsze będzie solą w oku pryncypała. Nie dziwota więc, że doradcy ministra pomyśleli nad stworzeniem przeciwwagi dla NSZZP. Ale to tylko jedna strona medalu.

Druga jest taka, że związkowcy zrzeszeni w dotychczasowej strukturze boją się nie tylko o jedność policyjnego proletariatu. Istnienie drugiej centrali oznacza utratę części stanu posiadania tej pierwszej. W przypadku tak licznej formacji, jaką jest Policja, stawkę w grze stanowią potężne pieniądze i pokaźne zaplecze logistyczne. Nawet jak się ma krystalicznie czyste intencje i klinicznie czyste ręce, trudno nie utożsamić tego, czym się administruje, z tym, co się de facto posiada.

Obecne kierownictwo NSZZ Pplicjantów wywodzi się z walecznego nurtu, który od lat postulował zmiany w Związku i trwał w ostrym konflikcie z inną frakcją, ugodową wobec dowództwa formacji, a może nawet z nim „zblatowaną”. Ci nowi, to twardy orzech do zgryzienia dla teamu Błaszczak – Zieliński. Nie tak łatwo coś tu wskórać, bo tupanie nogą i „branie na huki” co najwyżej rozśmieszy adwersarzy. Szkopuł w tym, że struktura związkowa jest tak silna, jak silna jest osobowość jej liderów. Jeśli przy następnym rozdaniu u steru Związku stanie tępawy mydłek, cały kapitał wypracowany przez poprzedników wsiąknie błyskawicznie w piach.

Kierownictwo MSWiA prędzej czy później postawi na swoim. To pewne. Co w tej sytuacji powinien zrobić aparat związkowy? Mobilizować szeregi i zaszczepiać w nich słuszny gniew? Nic bardziej chybionego. Ostatecznym instrumentem konfrontacyjnym, pozostającym w dyspozycji przedstawicielskich organów służb mundurowych, są masowe wystąpienia w postaci pikiet i marszów. Jaka to jest w praktyce siła? Trudno powiedzieć, ale raczej mizerna. W latach 2012 – 2014 rząd PO – PSL prowadził wściekłą nagonkę na formacje mundurowe. Toczyła się wtedy zażarta walka o kształt uprawnień socjalnych dla żołnierzy i funkcjonariuszy. W tym okresie mundurowi związkowcy kilkakrotnie organizowali zbiorowe wystąpienia. Największa akcja miała miejsce 12 stycznia 2012 roku. Tego dnia w czterech miastach, gospodarzach turnieju Euro 2012, odbyły się mundurowe pikiety. Ich łączna liczebność nie przekroczyła 20 tysięcy uczestników. Czy to dużo, czy mało? Jak na możliwości działania w silnie zdyscyplinowanym środowisku zawodowym, nawykłym do wypełniania rozkazów, a nie kontestowania ich autorów, to liczba imponująca. Ale… 20 tysięcy hałaśliwych demonstrantów nie ma szans na strategiczne zwycięstwo.

Od prawie dwóch lat polskie życie publiczne jest polem bitwy. Ulicami naszych miast co i rusz przetaczają się mniej lub bardziej egzotyczne marsze, organizowane przez środowiska niezadowolone z linii politycznej, obranej przez rząd. W tej sytuacji jakaś demonstracja mundurowych związkowców i zmobilizowanych przez nich funkcjonariuszy nie ma szans nie tylko na merytoryczny sukces, ale nawet na zaistnienie w świadomości opinii publicznej. Na ilu uczestników mogliby liczyć organizatorzy takiej manifestacji? Pamiętajmy, że byłoby to wystąpienie w ramach tylko jednej formacji.

Krótko mówiąc, nie tędy droga, Koledzy Związkowcy. A którędy?

Pogódźcie się z tym, że będziecie mieli konkurencję. I starannie się do tego przygotujcie. Przede wszystkim mentalnie. Istnienie dwóch central związkowych w stutysięcznej formacji, to nie jest żaden kataklizm. To nawet nie jest jakiś wyjątek. Proszę spojrzeć na Państwową Straż Pożarną, liczącą jakieś 30 tysięcy funkcjonariuszy. Oni mają dwa, albo i trzy związki zawodowe. I co? Straż się rozpadła? A może nikt nie dba o godziwe reprezentowanie interesów strażaków? Konkurent w „branży” przedstawicielskiej, to wyzwanie, któremu warto stawić czoła, a nie mazgaić się, że ktoś nam odbierze ulubioną zabawkę.

Drugie, co trzeba zrobić, to podjęcie fanatycznego wysiłku, ukierunkowanego na poprawę operatywności. Każda centrala związkowa, a duża centrala szczególnie, dysponuje sporym personelem etatowym i niemałą bazą biurową. Szmery bajery komputery, faksy drukarki sekretarki. I niszczarki. Po co to wszystko? Żeby drukować afisze promujące koleżeńską rywalizację w halowej piłce nożnej? Jeśli ktoś tak to postrzega, niech się nie dziwi, że resortowy oponent go ogrywa.

Trzeba zadbać o spójność przekazu, płynącego od struktur organizacyjnych na każdym szczeblu. To musi być spójność nie tylko merytoryczna, ale także stylistyczna i graficzna. Trzeba nauczyć się wykorzystywać media społecznościowe, aby ten przekaz przedarł się przez barierę formacji i pomknął w przestrzeń publiczną, do zwykłych ludzi. Trzeba aktywnie poszukiwać informacji za pomocą internetu, aby móc sporządzać materiały o charakterze edukacyjnym i propagandowym. Jeśli walczysz o większe uprawnienia, dowiedz się, jak to wygląda w innych krajach, w innych policjach. A potem zrób biuletyn dla dziennikarzy, ulotki dla związkowców i memy dla internautów. To nie jest wiedza tajemna. Nie trzeba też kończyć WSPolu. Wystarczy wziąć się wreszcie do tej roboty, do której otrzymało się mandat od kolegów z jednostki.

W latach 2012 – 2014 opublikowałem w sieci sporo tekstów, poświęconych problematyce formacji mundurowych. Trzy z nich wymagały odczuwalnego nakładu pracy. Były to teksty: „Mundurowi kułacy mówią DOŚĆ”, „Honor w liczbach” i „Analiza – nasi zdrowi dziennikarze”. Musiałem wytrwale pomyszkować w necie, zestawić dużo danych, opisać je, opatrzyć wnioskami etc. Chętnie potem z tych materiałów korzystali policjanci, zrzeszeni w NSZZ Policjantów. Natomiast strażnicy graniczni zrzeszeni w NSZZ FSG nie korzystali z nich wcale, bo w tamtym okresie owa struktura była zdominowana przez takich tępawych mydłków, o których była już mowa.

Czy nic tu nikogo nie dziwi? To jest takie oczywiste, że policyjni związkowcy korzystają z materiałów przygotowanych przez strażnika granicznego? A gdzie ich obowiązki organizacyjne? A gdzie te biura i te internety? Te etaty? Czy nie powinno być na odwrót? Dodam, że wtedy nie byłem związkowcem, a swoje publikacje przygotowywałem nie w ramach obowiązków służbowych, tylko poza nimi. Nie zamiast swojej roboty, a oprócz niej. Skoro ja byłem w stanie to zrobić, to z pewnością aparat NSZZP też sobie poradzi.

Trzecia sprawa, transparentność. Co powiecie o sytuacji, w której stanowisko przewodniczącego terenowej organizacji piastuje naczelnik wydziału, bezpośrednio podlegający dowódcy jednostki? Jak ocenicie jego gotowość do stawania w obronie funkcjonariuszy, którzy znaleźli się na kursie zderzeniowym z tym dowódcą? Te pytania mają oczywiście charakter retoryczny, ale samo zjawisko ma charakter jeśli nie masowy, to z pewnością zauważalny i dziwnie rozpoznawalny dla większości mundurowego proletariatu. To jest niedopuszczalne. Na coś takiego absolutnie nie może sobie pozwolić centrala związkowa, która jest zainteresowana prymatem wśród załogi, w obliczu zbliżającej się konkurencji. Pogłębione rozważania na ten temat zainteresowani czytelnicy znajdą w publikacji pod tytułem „Remanent”. Jest to bardzo obszerny tekst z czerwca 2012 roku. Po jego publikacji, moi „rodzimi” związkowcy rozważali skierowanie do prokuratury doniesienia na mnie. Takie się działy historie.

Morał

Zamiast się gniewać, lepiej zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Jeśli wasza organizacja będzie atrakcyjna dla załóg, nowy podmiot zastanie bezrybie. Ale żeby tak się stało, należy pamiętać o trzech żelaznych punktach. O trzech filarach, którymi są: Mentalność, Operatywność i Transparentność. Dla większej rozpoznawalności nazwijcie to Strategią MOT.

Trzymam kciuki za pomyślność tych działań.

Robert Szmarowski ( salon24.pl)

źródło: http://www.portal-mundurowy.pl/ 2017.05.12